top of page

Rarotonga - YES, TAK!

  • izabelaandtyrone
  • Sep 12, 2014
  • 3 min read

In around a weeks time we will be boarding our flight to the capital island of the Cook Islands - Rarotonga. I have landed a contract for almost two years at one of the islands hotels.

It wasn't an easy decision to make... do I really want to be further away from my country, family and friends? Do I want to change my lifestyle? Am I strong enough? These questions have been bubbling around in my mind. Anyway, with every change, there are doubts. If we don't take risks we won't find out if it's worth while, so... WHY NOT TRY?

Tyrone was happy with my decision as he will have opportunities to fulfill his ambitions as well as spend time with his dad who lives in Raro already.

And me...?

Gaining experience in the tourism industry and living in paradise are good enough reasons I reckon!

So let's start with our preparation!

417323_4057109797668_1561840116_n.jpg

Apart from doing all of my medicals for Cook Islands Immigration, we have been trying to remember what to take with us. The most important things (apart from clothes) I can think of are: sunscreen, light raining jacket, mosquito nets and lavender/ lemongrass oils to try scare the cockroaches away... Tyrone laughs at my obsession with bugs as I spent a few hours reading how to get rid of these insects. I am going to leave the geckos alone as hopefully they can have a nice cockroach feed. We are also planning to take some food as a lot of products will be cheaper here in NZ. This way we can have some delicacies when we want to have a break from sea food, sweet potatoes (a.k.a Kumara - not something I like...bleh) or bananas. To be honest, what do we really need? Actually I can wear my lava lava all the time as winter doesn't come to the tropics ha! Tyrone and I are getting more and more excited, but also a little bit scared, it is a big change for both of us. Keep ya fingers crossed that all goes well, we certainly will be...

Już niedługo będziemy na pokładzie samolotu do stolicy Wysp Cooka - Rarotongi. Dostałam tam ofertę pracy na niecałe dwa lata w jednym z hoteli. Nie było łatwo podjąć mi tej decyzji, wyjechać jeszcze dalej? Jak ja sobie tam poradzę? Czy już totalnie mi odbiło? Takie pytania pojawiały mi się w głowie.

Jednak z każdą większą zmianą wiążą się jakieś wątpliwości. Jeśli nie podejmiemy pewnego ryzyka nigdy nie dowiemy się czy było warto. Dlaczego więc nie spróbować? Tyrone cieszył się z mojej decyzji, będzie miał możliwość rozwijania swoich ambicji i spędzenia wielu chwil z tatą. A ja?

Zdobycie doświadczenia w branży turystycznej i życie na cudownej wyspie z dala od pogoni za tym co nieważne. No to zaczynamy przygotowania - oprócz załatwiania moich badan medycznych do wizy, próbujemy sobie przypomnieć co ze sobą wziąć. Najważniejsze rzeczy jakie krąża mi po głowie to : krem przeciwsłoneczny, lekka kurtka przeciwdeszczowa, siatki przeciw komarom i inne lawendy, aby przegonić trochę karaluchów. Tyrone śmieje się z mojej obsesji do robactwa. Spędziłam przynajmniej parę godzin na czytaniu jak wykurzyć to świństwo.. Zamierzam kupić jakieś zapachy, olejki lawendowe, miętowe, cytrusowe, wszystko to czego karaluchy nie znoszą. Natomiast jaszczurki zostawię w spokoju, niech jedzą to dziadostwo! Mamy także zamiar zakupu produktów spożywczych, ponieważ tam ceny importowanych rzeczy są oczywiście wyższe niż w Nowej Zelandii. To będą takie nasze rarytasy jak dusza zapragnie czegoś poza owocami morza,słodkimi ziemniakami (Kumara bleh) czy bananami. Własciwie czego nam tam więcej potrzeba? Na dobra sprawę to człowiek może tylko w chuście (lava-lava) chodzić, bo zimy w tropikach nie ugościmy! Jesteśmy co raz bardziej podekscytowani, z nutką strachu, w końcu to wielka zmiana dla nas obojga! Trzymajcie kciuki, żeby wszystko się ułożyło!


 
 
 

Comments


bottom of page